Rzeczywistość, drzwi i boks, czyli recenzja powieści Aly Martinez pt."Walcząc z ciszą"
Jestem zakochana. Jestem oczarowana. Jestem zaskoczona. W tak wielkim skrócie mogę opisać mój stan po przeczytaniu fenomenalnej powieści Aly Martinez pt."Walcząc z ciszą". Nastawiłam się na zwyczajne New adult z ciachem - bokserem i słodką - niewinną główną bohaterką, a otrzymałam coś niewiarygodnie pięknego, szczerego i niezwykłego w każdym calu. Dlaczego nikt wcześniej nie ostrzegł mnie, że ta pozycja jest jedną z najpiękniejszych historii miłosnych na polskim rynku wydawniczym? Dlaczego tak mało mówi się o tej książce? Zaraz to naprawimy! Zapraszam Was do zapoznania się z moją opinią!
Od zawsze byłem wojownikiem. Mając rodziców, którzy cudem nie trafili więzienia, i dwóch młodszych braci, którzy niemal zostali oddani do rodzin zastępczych, zyskałem umiejętności w unikaniu ciosów, jakie zadaje życie. Dorastając, nie miałem niczego, co mógłbym nazwać swoim, ale od chwili, kiedy spotkałem Elizę Reynolds, to właśnie ona należała do mnie. Stałem się kompletnie uzależniony od niej oraz ucieczki do rzeczywistości, którą sobie nawzajem zapewnialiśmy. Przez lata spotykaliśmy się z różnymi ludźmi, ale nie było nocy, żebym nie usłyszał jej głosu.
Nie zaplanowałem spotkania miłości swojego życia w wieku trzynastu lat. Tak samo jak tego, że jako dwudziestojednolatek zacznę stopniowo tracić słuch. Ale i tak spotkały mnie obie z tych rzeczy. A teraz prowadzę najcięższą walkę swojego życia i znalazłem się na skraju porażki. Walczę o swoją karierę. Walczę z obezwładniającą ciszą. Walczę dla niej. Każdej nocy, kiedy tuż przed zaśnięciem opuszcza ją świadomość, wzdycha. Chyba właśnie to jest dźwięk, którego będzie mi brakowało najbardziej.
Od zawsze byłem wojownikiem. Mając rodziców, którzy cudem nie trafili więzienia, i dwóch młodszych braci, którzy niemal zostali oddani do rodzin zastępczych, zyskałem umiejętności w unikaniu ciosów, jakie zadaje życie. Dorastając, nie miałem niczego, co mógłbym nazwać swoim, ale od chwili, kiedy spotkałem Elizę Reynolds, to właśnie ona należała do mnie. Stałem się kompletnie uzależniony od niej oraz ucieczki do rzeczywistości, którą sobie nawzajem zapewnialiśmy. Przez lata spotykaliśmy się z różnymi ludźmi, ale nie było nocy, żebym nie usłyszał jej głosu.
Nie zaplanowałem spotkania miłości swojego życia w wieku trzynastu lat. Tak samo jak tego, że jako dwudziestojednolatek zacznę stopniowo tracić słuch. Ale i tak spotkały mnie obie z tych rzeczy. A teraz prowadzę najcięższą walkę swojego życia i znalazłem się na skraju porażki. Walczę o swoją karierę. Walczę z obezwładniającą ciszą. Walczę dla niej. Każdej nocy, kiedy tuż przed zaśnięciem opuszcza ją świadomość, wzdycha. Chyba właśnie to jest dźwięk, którego będzie mi brakowało najbardziej.
Wczoraj pisałam, że najlepszą powieścią przeczytaną przeze mnie w lutym była "Birthday girl" napisana przez Penelope Douglas. W tym momencie jestem zmuszona zmienić swoje zdanie, ponieważ moje serce skradła powieść Aly Martinez o chwytliwym tytule "Walcząc z ciszą". A wiecie co w tym wszystkim jest najdziwniejsze? Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam w sieci zapowiedź książki Pani Martinez to byłam do niej bardzo sceptycznie nastawiona. Nie wiem dlaczego, ale miałam pewne obawy przed jej przeczytaniem. Nie pytajcie skąd się one wzięły, bo naprawdę nie mam bladego pojęcia. Czasami tak się zdarza, że dana pozycja jakimś cudem nas od siebie odpycha, a my albo się zrażamy lub dajemy jej szansę. Ja wybrałam tę drugą opcję i gdy tylko znalazłam chwilę czasu, zanurzyłam się w świecie buntowniczego Tilla i silnej Elizy. Czy było warto? Zaraz się przekonacie.
Jak już wcześniej wspomniałam powieść pt."Walcząc z ciszą" skradła moje serce i teraz jestem pewna na tysiąc procent, że już żadna książka nie przebije tego utworu w tym miesiącu. Możecie mówić co chcecie, ale naprawdę wątpię, żeby ktoś w najbliższym czasie tak mnie zauroczył jak cudowni bracia Page. Autorka wykreowała wspaniały obraz braci, którzy w każdej chwili mogą liczyć na swoje wsparcie, dobre słowo i oddanie. Ci chłopcy od samego początku nie mieli lekko - ich opiekunowie nie dorośli do roli rodziców i zachowywali się jak nastolatkowie, a nie jak poważni i odpowiedzialni ludzie. Martinez w swojej powieści pokazała nam do czego może doprowadzić nieodpowiedzialność i lekkomyślność rodziców. Bohaterowie sami musieli zmagać się ze swoimi problemami, myślami i kłopotami, ponieważ nie mieli u swego boku ojca, ani matki. Niby wszyscy mieszkali pod jednym dachem, ale tak naprawdę każdy z nich żył osobno. Gdyby nie upór i determinacja głównego bohatera Tilla to nie wiem jaki los spotkałby jego młodszych braci. Co tu dużo mówić? Autorka wykreowała naprawdę niezwykłą opowieść, która od pierwszej strony łamie serce i wzrusza do łez. Braterska miłość została w tak piękny sposób opisana, że do teraz na samą myśl o więzi braci Page łzy same napływają mi do oczu. Jestem oczarowana tą pozycją i wiem, że nigdy o niej nie zapomnę.
Wybaczcie mi dzisiaj ten chaos w recenzji, ale ta książka tak zbiła mnie z tropu i doprowadziła do takiego stanu, że od wczoraj nie mogę o niej zapomnieć. Przed oczami mam ciągle piękny obraz czystej miłości między braćmi Page oraz idealne uczucie łączące Tilla i Elizę. Nie wiem jak mam wrócić do porządku dziennego skoro w mojej głowie ciągle są ukochani bohaterowie. Rok 2019 obfituje w naprawdę wyjątkowe premiery, ale nie bardzo bym nie chciała, aby powieść Pani Aly Martinez zaginęła w tłumie nowości. Ta powieść jest niebanalna, nieszablonowa i niewiarygodnie szczera. Nie wyczułam w niej żadnego fałszu czy przerysowania, ale zamiast tego poczułam ogromną miłość do poznanych postaci. Czułam emocje targające Tillem i Elizą. Chwilami byli nieszczęśliwi, ale kiedy znajdowali się obok siebie to zapominali o negatywnych emocjach i cieszyli się sobą. Umieli docenić swoją bezwarunkową przyjaźń i miłość, która powoli wkradała się w ich dobre serca.
Wyznam Wam coś w tajemnicy - nie znoszę pisać recenzji o książkach, które w jakiś sposób znalazły drogę do mojego serca. Naprawdę nienawidzę tego robić. A wiecie dlaczego? Zawsze wydaje mi się, że moje recenzja nie jest na tyle dobra, aby zachęcić innych czytelników do przeczytania ukochanej książki. Teraz kiedy kończę pisać opinię o "Walcząc z ciszą", odnoszę nieodparte wrażenie, że nie oddałam w pełni piękna powieści Ally Martinez. Bardzo bym chciała, aby ta pozycja trafiła do jak najszerszego grona, ponieważ zasługuje na rozgłos i Waszą miłość.
Kochani,
mam nadzieję, że zapoznacie się z tą pozycją. Zróbcie to, bo naprawdę warto.
Do napisania!
Wybaczcie mi dzisiaj ten chaos w recenzji, ale ta książka tak zbiła mnie z tropu i doprowadziła do takiego stanu, że od wczoraj nie mogę o niej zapomnieć. Przed oczami mam ciągle piękny obraz czystej miłości między braćmi Page oraz idealne uczucie łączące Tilla i Elizę. Nie wiem jak mam wrócić do porządku dziennego skoro w mojej głowie ciągle są ukochani bohaterowie. Rok 2019 obfituje w naprawdę wyjątkowe premiery, ale nie bardzo bym nie chciała, aby powieść Pani Aly Martinez zaginęła w tłumie nowości. Ta powieść jest niebanalna, nieszablonowa i niewiarygodnie szczera. Nie wyczułam w niej żadnego fałszu czy przerysowania, ale zamiast tego poczułam ogromną miłość do poznanych postaci. Czułam emocje targające Tillem i Elizą. Chwilami byli nieszczęśliwi, ale kiedy znajdowali się obok siebie to zapominali o negatywnych emocjach i cieszyli się sobą. Umieli docenić swoją bezwarunkową przyjaźń i miłość, która powoli wkradała się w ich dobre serca.
Wyznam Wam coś w tajemnicy - nie znoszę pisać recenzji o książkach, które w jakiś sposób znalazły drogę do mojego serca. Naprawdę nienawidzę tego robić. A wiecie dlaczego? Zawsze wydaje mi się, że moje recenzja nie jest na tyle dobra, aby zachęcić innych czytelników do przeczytania ukochanej książki. Teraz kiedy kończę pisać opinię o "Walcząc z ciszą", odnoszę nieodparte wrażenie, że nie oddałam w pełni piękna powieści Ally Martinez. Bardzo bym chciała, aby ta pozycja trafiła do jak najszerszego grona, ponieważ zasługuje na rozgłos i Waszą miłość.
Kochani,
mam nadzieję, że zapoznacie się z tą pozycją. Zróbcie to, bo naprawdę warto.
Do napisania!
WOW! Co za piękna recenzja. Mnie przekonałaś do zakupu "Walcząc z ciszą". Za kilka dni mam urodziny,więc sprawię sobie prezent :)
OdpowiedzUsuńMam ją na liście :) Jestem bardzo jej ciekawa :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Widziałam Twój post na grupie czytelniczej na fejsie i kurde wzruszyłam się. Pięknie przekonałaś czytelniczki do przeczytania "Walcząc z ciszą". O książce jest naprawdę cicho w social mediach, ale mam nadzieję, że Tobie uda się rozpromować ten utwór. Życzę powodzenia!
OdpowiedzUsuńDla mnie jesteś AMBASADORKĄ tej książki!
Mnie również przekonałaś do zapoznania się "Walcząc z ciszą". Nie spotkałam wcześniej tej książki w internetach, ale dzięki Tobie zapisałam sobie ten tytuł :) Widać, że Twoja opinia jest szczera do bólu i wiesz o czym piszesz.
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia! Przyjemnie tu u Ciebie na Twoim blogu :) Co do książki mam ją w planach ;D
OdpowiedzUsuńLubię oglądać boks, więc książka może przypaść mi do gustu ;)
OdpowiedzUsuńWkrótce również będę czytać. 😊
OdpowiedzUsuńJa raczej nie gustuję ostatnio w tego typu książkach ;)
OdpowiedzUsuńZawsze jestem źle nastawiona do książek z okładkami bokserów :) A wielu recenzentów chwali tego typu książki. Myślę że na ten tytuł się skuszę :D
OdpowiedzUsuńhttps://weruczyta.blogspot.com/
Twoja recenzja zachęca :)
OdpowiedzUsuńJa wiem, że nie jest to ksiażka dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]